Off-topicWiadomości gminneWyróżniony

Justyna Adamczyk – Pani kapitan z gminy Pawłów

Skromna, miła, uśmiechnięta, wiele osób mijając ją w szkole, kiedy to ma okazję odbierać swoich synów, nie ma pojęcia, iż to Pani kapitan żeglugi wielkiej, kierująca 400 metrowym statkiem, załadowanym 21 tysiącami kontenerów. Robi wrażenie prawda?

Sprawa z pozoru wydawała się prosta. Jedna osoba opowiada, a druga notuje i zadaje pytania. Nic bardziej mylnego. Fachowy język, a przy tym moc informacji, sprawiło, iż poczułam, że przeceniłam swoje siły, jednak otwartość i cierpliwość Pani Justyny, w tłumaczeniu mi zawiłości, po kilku spędzonych razem godzinach, doprowadziły do powstania tego oto artykułu. Chciałabym, aby Państwo zobaczyli wielkość, siłę i hart ducha, tej niepozornie wyglądającej młodej kobiety.

Justyna Adamczyk, pochodzi z Wawrzeńczyc, mieszka w Wieloborowicach, oczywiście w czasie, kiedy nie wypływa w rejs, a jak sama obliczyła w ciągu roku spędza na morzu do 200 dni.

Pomysł, aby wybrać, taką właśnie drogę życiową zrodził się w trzeciej klasie liceum. Pani Justyna nie ukrywa, iż bardziej po drodze jej było z chłopakami niż z dziewczynami, dlatego też o ile stopnie z przedmiotów były ok, zachowanie szwankowało. Na pewno było wesoło i nieprzewidywalnie. Dlatego też pomysł, aby w przyszłości robić coś innego i może z dala od domu, wydał jej się ciekawy. Jak sama przyznaje, jeśli chodzi o pływanie, to było to bardziej unoszenie się na wodzie i tę czynność należało doszlifować na starachowickim basenie. Wybrała Akademię Morską w Szczecinie, choć w grę wchodziło również budownictwo. Prócz egzaminu pisemnego przedmiotowego (fizyka, chemia, angielski) był jeszcze „kurs przetrwania”. Były zagadnienia i zadania, które mogły zniechęcić młodą dziewczynę. A tych w całej szkole było naprawdę niewiele. Również ilość miejsc, była zdecydowanie za mała w stosunku do ilości chętnych kandydatów. W dzisiejszych czasach sytuacja uległa zmianie i łatwiej jest się tam dostać. Edukacja w szczecińskiej uczelni trwała w latach 2002 – 2008, z czego rok, musiał być spędzony na morzu, celem zdobycia praktyki. W Akademii Morskiej, prowadzone były w ramach praktyk, kursy z zakresu ratownictwa, udzielania pierwszej pomocy oraz praktycznego użycia morskiego sprzętu ratunkowego. Ich celem było przygotowanie kandydatów do prawidłowego działania w sytuacji zagrożenia. Będąc kadetem, Pani Justyna, odbyła swój pierwszy rejs na kontenerowcu Euro–Africa. Trasa wiodła z Chin „pod Afryką” do Brazylii. W trakcie studiów kadeci odbywają szereg szkoleń, a po ich ukończeniu otrzymują zatwierdzane przez organy administracji państwowej i międzynarodowej certyfikaty, niezbędne w ich przyszłej pracy na morzu i w sektorach lądowych. Uzyskują także wydawane przez urzędy morskie świadectwa i dyplomy uprawniające do pełnienia określonych funkcji na statkach morskich. Kończąc uczelnię w roku 2008, Pani Justyna otrzymała tytuł inżynier ruchu morskiego, dyplom wydany przez Akademię Morską w Szczecinie. Kolejne stopnie to III, a później II oficer nawigacyjny. Rok 2013 przyniósł awans na starszą oficer, cheefa lub I oficer, (określenia w zależności od rodzaju statku na którym się pływa). Zdobycie tego awansu poprzedziły egzaminy teoretyczne ustne i pisemne, a dyplom został wydany przez Urząd Morski w Szczecinie. Prócz gruntownej wiedzy, ważne są miesiące spędzane na morzu, które stanowią swoistą praktykę. Aby zostać pierwszą oficer, Pani Justyna musiała spędzić na morzu 36 m-cy. Ktoś powie, iż to tylko 3 lata. Pamiętajmy jednak, iż po każdym rejsie, następuje urlop. Pani Justynie zajęło to 5 lat. I znów lata na morzu, by w roku 2019, otrzymać stopień kapitana – najważniejsze stanowisko na statku. Pomimo zdobytych szlifów, nie mogła pływać jako kapitan, a jedynie cheef, ponieważ przyszła pandemia. Od roku 2024 Pani Justyna Adamczyk, pływa jako kapitan żeglugi wielkiej czyli bez ograniczeń po morzach i oceanach.

Obecnie kapitan Justyna Adamczyk pływa pod banderą duńską na statku Maribo Maers . Statek ma 10 lat i jest określany jako nowy. Żywotność statku to 35 lat, jednak jak mówi Pani kapitan po 25 latach jest on złomowany, nie ze względu na zużycie, ale nowe standardy, jakie pojawiły się przez te lata. Pani Justyna swój dzień rozpoczyna o godz. 6 rano, najpierw kieruje swe kroki na mostek kapitański, gdzie zapoznaje się z zaplanowanymi na ten dzień zadaniami, które przedstawia jej oficer wachtowy. Ocenia ryzyko i zagrożenia wypływające z zaplanowanych prac, czasem nanosi poprawki nim wszystko zatwierdzi. Jej zdanie jest decydujące. „Remont zazwyczaj obejmuje szeroko zakrojone prace konserwacyjne i renowacyjne oraz sprawdzenie różnych systemów i urządzeń na pokładzie statku”. Jak to mówi Pani kapitan ze statkiem, jest jak z domem, gdy jedną rzecz naprawimy, druga już czeka w kolejce, a na 400 metrowym statku jest co robić, dlatego też nie ukrywa, iż jednym z jej zadań jest znalezienie usterek i zawsze coś się znajdzie. Oczywiście może to być zaniedbanie i wtedy osoba odpowiedzialna ponosi konsekwencje, lub zwykłe przeoczenie. Na biurku Pani kapitan znajdują się trzy komputery. W ciągu dnia odpowiada na dziesiątki maili. Jest odpowiedzialna za certyfikaty, szkolenia, pozwolenia, zaopatrzenie i wyposażenie. Dowodzi statkiem i załogą. Odpowiada za całą logistykę. Kapitan statku zwany jest Pierwszym po Bogu, ponieważ na morzu nie ma nad sobą zwierzchników. Nad nimi jest już tylko Bóg. Jej„ władza” na statku obarczona jest wielką odpowiedzialnością za dostarczenie ładunku, ale przede wszystkim za życie ludzkie.

Aby statek mógł nieustannie funkcjonować, wprowadzone są wachty. Są one niezbędne w zapewnieniu bezpiecznej i wydajnej nawigacji statku, zapobieganiu wypadkom, zanieczyszczeniom i zagrożeniom bezpieczeństwa Podczas wachty część załogi pełni służbę w określonym czasie czterech godz. 00:00-04:00 – II oficer, 04:00-08:00 – cheef, 08:00-12:00 – III oficer, i ponownie od 12:00-16:00 – II oficer, 16:00-20:00 – cheef, 20:00-00:00 III oficer. Oficer wachtowy jak powszechnie wiadomo zajmuje się przede wszystkim prowadzeniem statku w godzinach swojej służby, czyli wachty. Jednak sama kontrola kursu jednostki to nie wszystko. Istnieje jeszcze szereg obowiązków, którymi obarczeni są nawigatorzy w marynarce handlowej. II oficer, obejmując wachtę o godz. 00, ma do pomocy marynarza wachtowego, który jest jego drugą parą oczu. Nieustannie prowadzi on obserwację za pomocą wszelkich dostępnych środków. A więc wzrokowo, za pośrednictwem radarów, urządzeń AIS – systemu pozwalającemu na wymianę niezbędnych danych między statkami za pośrednictwem fal radiowych oraz wszelkich innych pomocy nawigacyjnych. Nim II oficer wachtowy rozpocznie swoją pracę na mostku, musi przez 15 minut przyzwyczajać wzrok do całkowitych ciemności. Kolejny wachtę obejmuje cheef, będący prawą ręką kapitana, a następnie III oficer. Oczywiście praca oficerów wachtowych, nie trwa 4 godz. Każdy z nich ma również przydzielone inne obowiązki, czyli swoją „działkę”, za którą jest odpowiedzialny. Prawa ręka kapitana czyli cheef, jest odpowiedzialny za stateczność statku, załadunek, załogę, prace konserwacyjne, bezpieczeństwo. Jedynie on i kapitan może dokonać czynności, ratującej ludzkie życie. II oficer wachtowy czyli nawigacyjny, nadzoruje sprzęt nawigacyjny, radiowy, nadzoruje procedury nawigacyjne i środki ochrony życia. III oficer wachtowy nazywany jest „ratowniczym” (Safety Oficerem). Odpowiada za łodzie, tratwy ratunkowe, łódź ratowniczą, a także sprzęt przeciwpożarowy i ratunkowy. Przygotowuje rozkłady alarmowe i nadzoruje pozorowane akcje przeciwpożarowe.

Załogę statku zarządzanego przez Panią Justynę stanowią: trzej oficerowie wachtowi, starszy mechanik cheef, podlegli mu 3 mechanicy oficerowie II, III, IV, 2 elektryków, spawacz, 2 oilerów, których zadaniem jest utrzymywanie czystości w dziale maszynowym oraz pomoc mechanikom, kucharz, steward, 4 starszych i 2 młodszych marynarzy, czasem kadeci. Podlega jej od 25 – 27 osób. Załoga zawsze jest międzynarodowa. Nigdy nie wiadomo, kto wypłynie w kolejny rejs. Wśród ostatnich byli: Filipińczycy, Duńczyk, Niemiec oraz mieszkańcy Kiribati (wyspa na Oceanii). Oczywiście wszyscy porozumiewają się po angielsku. Bardzo ważnym zadaniem stojącym przed Panią kapitan jest zbudowanie więzi między ludźmi, których dzieli wszystko, kultura, światopogląd czy religia, tak, aby tygodnie, które razem spędzają zbliżyły ich do siebie, a nie stanowiły zarzewie konfliktów, które jak wiadomo, nie pomagają w pracy. Nie muszą się szczególnie lubić, ale muszą szanować swoją pracę, a przede wszystkim muszą umieć ze sobą współpracować. Poza pracą ważny jest również odpoczynek. Na statku znajduje się strefa relaksu z basenem, kinem, siłownią, kafejką. Jeśli chodzi o posiłki, kuchnia dostosowuje menu do przebywających wśród załogi nacji. Tak, więc kuchnia musi przygotować posiłki zarówno dla europejczyków, jak i powiedzmy dla azjatów. Zapas żywności musi być minimum na trzy miesiące. Zadaniem Pani Justyny, jest dbanie o zdrowie załogi. Jak już wspominałam tylko ona i cheef, mają uprawnienia, aby w razie zagrożenia czyjegoś życia, interweniować w szpitaliku do tego przygotowanym. Oczywiście konieczne do tego było fachowe przeszkolenie. Pani kapitan miała okazję zakładać szwy na przeguby dłoni. Nadmienię tylko, jak wielki musi towarzyszyć temu stres, nie mówiąc o tym, iż statek płynie i występują przechyły. Wsparciem w takich sytuacjach jest Medical radio) – ogólnoświatowy system radiostacji umożliwiający świadczenie nieodpłatnych usług telemedycznych dla załóg statków znajdujących się na morzu. Udzielający pomocy kapitan lub cheef są instruowani w sprawie diagnozy, dawek leków czy narzędzi. Aby nie tracić czasu leki znajdują się w szafkach przypisanych konkretnym schorzeniom, we wszystkich możliwych dawkach, z cyfrową numeracją. Natomiast narzędzia mają numerację alfabetyczną. Tak więc pada stanowcza komenda, brzmiąca jak szyfr, a ratujący życie momentalnie wie czego użyć, w końcu liczy się czas. Następnie poszkodowany jest transportowany helikopterem. Oczywiście na statku może się zdarzyć również zgon. Wtedy ciało, umieszcza się w białym worku i zabezpiecza w chłodzie np. w odpowiednim do tego kontenerze.

Pani kapitan Justyna Adamczyk pływając pod banderą duńską, ma uprawnienia, aby na statku udzielić ślubu, jako przedstawiciel duńskich władz. Aby móc tego dokonywać, musiała zdać egzamin z duńskiego prawa. Ciekawostką jest, iż na jej statku, można brać udział w duńskich wyborach zarówno lokalnych, jak i prezydenckich. Pytana, czy kiedykolwiek żałowała, odpowiedziała bez wahania, że tak, ale to była chwilowa słabość wypływająca z pełnionych obowiązków. Ma niewątpliwie ciekawy zawód, poznaje kraje, które są dla nas bardzo egzotyczne, a dzięki zawartym przyjaźniom z załogą swojego statku, ma możliwość poznawania miejsc z zupełnie innej strony, tej dzikiej, lokalnej, nieskażonej tłumem turystów z aparatami. Bardzo chętnie odwiedza szkołę w Chybicach, gdzie ciekawie opowiada o swojej pracy i prezentuje pamiątki z podróży.

Praca na statku, jest wyjątkowo trudna. Wiąże się niewątpliwie z ogromnym poświęceniem. Pracownicy bardzo często podpisują wielomiesięczne kontrakty, w trakcie których wymagana jest pełna dyspozycyjność. Bycie kapitanem – niewątpliwie brzmi dumnie, jednak w przypadku kobiet kapitanów, jest dodatkowe obciążenie. W branży zdominowanej przez mężczyzn, bycie kapitanem to wyzwanie, ponieważ cały czas jest się porównywaną i ocenianą. Kapitan Justyna Adamczyk zna swoją wartość i wie ile lat ciężkiej pracy w nią włożyła. Jako kapitan musi być twarda, stanowcza i odporna psychicznie. Jest jednak druga strona Pani Justyny – ta kobieca, tęskniąca za mężem i dziećmi. Nie jest łatwo i nigdy nie będzie. „Powrót do pracy na morzu po porodzie był dla mnie jedną z najtrudniejszych decyzji, ale dzięki wsparciu męża i naszej determinacji, udało nam się”. Jak każda matka chciałaby być jak najdłużej w domu, jednak dłuższa nieobecność, powoduje, iż pływający wypadają z obiegu i nie są na bieżąco. W tej branży bardzo wiele się zmienia. Wyruszając w rejs, stara się opuszczać dom, gdy jej synowie śpią, aby uniknąć trudnych pożegnań. Rozłąka w święta, wiadomość o chorobie dzieci, na pewno wiele ją kosztuje jako matkę, jednak nie może to rzutować na pracę kapitana. Silnym wsparciem dla pani Justyny jest jej mąż. Dzięki niemu mogła zrealizować się zawodowo. Pan Albert, jest dumny ze swojej żony, iż tak wiele osiągnęła, zdobywając kolejne szczeble awansu zawodowego, docenia jej ciężką pracę i determinację, wie, że w tym co robi jest wyjątkowa. Wiele osób zastanawia się jak funkcjonuje taka rodzina. Nie mają z tym problemu, ponieważ wszystko można pogodzić. Gdy synowie Pani Justyny (Adrian i Fabian) byli mali pod nieobecność żony, w wychowaniu tacie pomagali rodzice Pana Alberta. Dziś ten obowiązek właściwie spada na ich tatę. Jeden w przyszłości chce być piłkarzem, a drugi może kapitanem. Na pytanie, za co kochają swoją mamę odpowiedzieli: „Za to, że jest naszą mamą i nam we wszystkim pomaga”. Wiadomo, że tęsknią, ale nie chcą żeby zrezygnowała z pracy, ponieważ ją kocha, a oni nie mieli by już frajdy, żeby wejść na pokład. Na pytanie czy w domu mama zarządza jak na statku, odpowiedzieli, że tak. Pan Albert prócz wychowywania synów, prowadzi własną firmę. Chłopcy uczestniczą na zajęciach pozaszkolne i tu uwaga, nie mają komputera. Lubią spędzać czas ze swoim tatą. Są zawsze przygotowani do lekcji, ułożeni, mili, kulturalni i lubiani w grupie. Oczywiście to zasługa ich taty, na którego inni zawsze mogą liczyć, ponieważ jest on bezinteresowny i uczynny. Wpaja swoim synom zasady, w myśl których został wychowany. Dodam, iż tę opinię o chłopcach i Panu Albercie wystawili nauczyciele ze szkoły.

Pani kapitan Justyna Adamczyk jest niewątpliwie inspiracją dla innych kobiet, które marzą o pracy na morzu, a którym po prostu brak odwagi i wiary w siebie. Udowadnia, że chcieć to móc… Czego życzyć Pani kapitan? Bezpiecznych rejsów, spokojnych wód i zawsze pomyślnych wiatrów! Jesteśmy z Pani dumni!

Jaka jest Twoja reakcja?

Wow!
6
Super!
16
Lubię to!
1
Smutne!
1
Wrr!
0

Może Ci się również spodobać

Więcej w:Off-topic

Leave a Reply