Historia

Jaki Nowy Rok, taki cały rok…

Dawniej wierzono, że to, jak spędzimy pierwszy dzień Nowego Roku, rzutuje na kolejne 12 miesięcy. Dzisiaj jest to najczęściej odpoczynek, po hucznym Sylwestrze, kiedyś było zupełnie inaczej…

Jeśli chodzi o celebrowanie zakończenia roku, to w Polsce zaczęto je rozpowszechniać w drugiej połowie XIX w. W porównaniu z innymi krajami europejskimi, było to bardzo późno. Według przepowiedni Sybili i osnutej na tym tle legendzie, w roku 1000, miał nastąpić koniec świata. Świat miał zostać spalony przez skrzydlatego smoka. Jednak smok ten został uwieziony w lochach Watykanu przez papieża Sylwestra I. Ognista bestia została skuta łańcuchami, a następnie jego paszczę zakneblowano pieczęcią Rybaka. Miało to miejsce w IV w. Smok miał spać kamiennym snem, do końca tysiąclecia. Po przebudzeniu się, miał skruszyć papieską pieczęć i spalić świat. Przez kilka wieków był spokój. Jednak w roku 999, zapanowało wielkie przerażenie, przypomniano sobie bowiem o przepowiedni. Ludzie zaczęli czynić pokutę, oczekując najgorszego. Gdy wybiła północ, nic się nie wydarzyło. Uradowany tłum wyszedł na ulicę, paląc pochodnie, tańcząc i pijąc wino. Papież Sylwester II, który wtedy zasiadał na Stolicy Piotrowej, udzielił po raz pierwszy błogosławieństwa „Urbi et Orbi” – miastu i światu, na nowy rok, a tym samym nowy wiek. Od tamtej pory wszyscy papieże tak czynią. Ostatni dzień roku, zaś na pamiątkę tamtego wydarzenia nazwano Sylwestrem. Po dziś dzień towarzyszą mu bale i zabawy poprzedzające Nowy Rok.

Wróćmy jednak do czasów bardziej współczesnych. Jeszcze w ubiegłym wieku, pierwszy poranek Nowego Roku, wyglądał zupełnie inaczej. Wstawano rano, myto się w zimnej wodzie, do której wcześniej wrzucano srebrny pieniądz. Zabieg ten, miał dopomóc zdrowiu i urodzie. Ważne było, kto tego dnia pierwszy przekroczył próg domu. Jeśli to był mężczyzna, rok zapowiadał się pomyślnie. Wizyta kobiety, zapowiadała kłopoty, niepowodzenia, swary i kłótnie.

Okres od Bożego Narodzenia do święta Trzech Króli, określano „nowym czasem”. Witano się wtedy słowami „Bóg Cię stykaj”, co oznaczało oddanie się pod opiekę Opatrzności. Obsypywano się owsem, wierząc, iż ta dobra wróżba wpłynie na obfitość plonów. Święcony owies, był dosypywany do ziarna siewnego, aby nie rosły w nim chwasty. Również podczas noworocznych odwiedzin, przynoszono owies w rękawicy i sypano po szczypcie na każdym rogu stołu. Miało to symbolizować bochenki chlebów zalegające w przyszłości na stole, a tym samym – dobrobyt. I tak kolejne pokolenia, utwierdzały się w przekonaniu, iż Nowy Rok, powinien być „powitany”, przez nienapoczęty bochen chleba, leżący na stole. Tego dnia zaś w domu nie powinno brakować jedzenia. Ten zwyczaj miał ustrzec przed głodem i biedą oraz zapewnić dostatek chleba. Dlatego też tego dnia jadano tłusto i do syta. Odwiedzający się, żegnali się natomiast słowami „Do siego roku”, słowo siego oznaczało tego, czyli były to życzenia, aby dotrwać, dożyć do końca bieżącego roku.
Dawniej w kieleckich wsiach, idący do kościoła w Nowy Rok, przynosili ze sobą zielone gałązki sosny. Po powrocie do domu zatykano je za belki. Miały chronić dom przed złymi urokami, pod warunkiem, że nikt ich nie będzie dotykał. Młode dziewczęta zaś, wybierając się w Nowy Rok do kościoła, przystrajały głowy, gałązkami kwitnącej wiśni, które zerwały w dzień świętej Łucji. Kwiaty te miały symbolizować czystość panny na wydaniu.
Kolejnym ważnym dniem, był 3 styczeń. Jak powiadało stare przysłowie: „deszcz na św. Błażeja, słaba wiosny nadzieja”. Święty ten był patronem min. lekarzy. Jego pomocy wzywano w przypadku bólu gardła, kaszlu, krwotoków czy bólu zębów. Uważany był również za świętego od pogody. Jego wstawiennictwo miało chronić od szkód wyrządzonych przez wiatr. Jedna z legend o św. Błażeju mówi, iż uratował on życie chłopcu, któremu w gardle utkwiła ość. Święty usunął ją, a w dowód wdzięczności otrzymał od matki chłopca jedzenie i świece. Dlatego też w dniu św. Błażeja święcono czerwone jabłka dla dzieci, które miały pomóc w bólu gardła. Dymem ze zgaszonej gromnicy, kreślono krzyż na górnej belce framugi drzwi, w celu zabezpieczenia obejścia przed dzikimi zwierzętami. W przypadku bólu, ulgę miało przynieść również pocieranie gardła święconą gromnicą. W tym dniu święcono również sól, która miała chronić dom od pożaru.

Kolejnym ważnym dniem, był 6 stycznia, czyli święto Trzech Króli. Dawniej święcono w kościele zamiast kadzidła ziarnka jałowca, aby później okadzić dom i wymiona krowy po ocieleniu i w czasie choroby. Zabieg ten miał ochronić ją od „czarów”. Pytanie, dlaczego krowa? Ponieważ często była jedyną żywicielką rodziny. Była symbolem płodności i macierzyństwa. A „dobra” krowa była wiele warta. Kolejno święcono kredę, wierząc, że oddali od domu wszelkie zło, ponieważ „diabeł nie przekroczy święconej kredy” oraz wodę. Kredą kreślono na drzwiach pierwsze litery imion trzech króli K+M+B. Dziś wiemy, iż skrót ten nie pochodzi od imion mędrców, lecz od łacińskiego zwrotu „Christus Mansionem Benedicat”, czyli „Niech Chrystus błogosławi temu domowi” C+M+B. Święconą wodę natomiast, nalewano do kropielniczek wiszących na framudze drzwi wejściowych. Wchodzący czynili wodą znak krzyża. Oznaczało to, iż nie mają zamiaru szkodzić domostwu. Noworoczną wróżbę, stanowiły także przysłowia ludowe. „Od stycznia do Trzech Króli, dni patrzają: jak te dni, takie miesiące bywają”, „Gdy Nowy Rok pluta, ze żniwami będzie pokuta” lub „Na Nowy Rok jeśli jasno i w gumnach będzie ciasno”, „Na Nowy Rok pogoda, będzie w polu uroda”. Gwieździste niebo w Sylwestra oraz słoneczny poranek w Nowy Rok, zapowiadały pomyślny rok, natomiast ciepły styczeń, zapowiadał zimne lato.

I jeszcze jeden obrzęd dający wiele radości, a przy tym pomyślną wróżbę na Nowy Rok. Kolędowanie, bo o nim mowa, rozpoczynało się po zachodzie słońca w Gody, a kończyło w święto Trzech Króli. Kolędnicy zawsze byli oczekiwani, bowiem dostarczali wiele radości. Z ich odwiedzinami wiązała się prośba o kolędę czyli dar. Wierzono kiedyś w magiczną moc życzeń, którą należało okupić darem. Życzenia składano najpierw gospodarzowi, życząc oczywiście pomyślnych plonów i przychówku, potem, jego żonie pomyślności w polu i zagrodzie. Następnie dzieciom w zależności od wieku: pannom szybkiego zamążpójścia, kawalerom gospodarnej żony, „co to i w domu i polu obrobi”. Życzenia były w formie długiej, wesołej laudacji lub w wersji śpiewanej. Wierzono, że kto śpiewa podwójnie się modli, więc śpiewane przez kolędników życzenia, uważano za bardzo skuteczne. Gospodarze odwdzięczali się za to datkami. Obrzędowa wrzawa, miała odpędzić złe demony. Wierzono, bowiem, że diabeł nie lubi gwaru. W przypadku odprawienia kolędników, liczono się z realna możliwością rzucenia przez nich klątwy.

„Na szczęście, na zdrowie, na to Boże Narodzenie! Żebyście byli weseli, jako w niebie anieli.
Żeby wam się darzyło w komorze, w oborze. Wszędzie daj Boże. W woreczku i na kołeczku, w każdym kątku po dzieciątku, a na piecu troje, za to winszowanie moje.
Żebyście w tym roku jeszcze lepiej mieli, żeby to, co siali, to w spokoju wzięli.
Żeby dzieci były jak białe kluseczki i jako aniołkowie spokojne żoneczki.
Żeby na ziarnku cały chleb się wspierał, żeby się w biedzie nikt nie poniewierał.
Żeby na świecie było cicho i spokojnie, żeby żony z mężami nie bywały w wojnie.
Żebyście jak pączki w maśle się pławili, nic się nie kłócili, dobrze jedli, pili.
Tego wam życzymy, na to przychodzimy i kolędę swoją dla was przynosimy”.

Dzisiaj czytając o takich obrzędach uśmiechamy się, myśląc, jak wielkie kiedyś panowało zacofanie. Ludzie wierzyli w te magiczno-ochronne sposoby i przekazywali je sobie jako „najprawdziwszą prawdę”. Dzisiaj również nie oszukujmy się wzywamy pomocy św. Antoniego, gdy coś zgubimy, zwracamy uwagę czy św. Barbara jest po wodzie, czy po lodzie. W Wigilię staramy się niczego nie pożyczać, nie płakać, nie kłócić się, aby przypadkiem nie wróciło to do nas w nowym roku. Brzmi znajomo, a mamy już przecież XXI w. a nie XIX. Co więcej o ile w roku 999 wg legendy obawiano się smoka, to w roku 1999, niepokój budziła tzw. „pluskwa milenijna”. Obawiano się problemów komputerowych, w momencie nastania roku 2000. Chodziło o zapisy dat, a dokładnie skrót. Rok 1999 zapisywany był jako 99, 2000 powinien być 00 i tu wkradał się niepokój, ponieważ rok 1900, miał taki sam zapis 00. Przewidywano globalną awarię systemów komputerowych, problemy z prądem, telefonami czy spadającymi na ziemię samolotami. Słowem Armagedon, niczym wiek wcześniej. Jak widać wraz z nastaniem nowego wieku, budzą się demony i to nie te mityczne, ale w naszych głowach. Może pod koniec kolejnego wieku, nasze obawy okażą się śmieszne dla potomnych. I jeszcze jedna myśl, przyjęliśmy wiele z tych „magicznych zabobonów”, jako tradycję, może trochę z przymrużeniem oka, lecz wciąż hołdując zasadzie, że „strzeżonego Pan Bóg strzeże”, i „lepiej dmuchać na zimne”, więc czy nasze postępowanie tak bardzo się różni od poprzednich pokoleń?

Jaka jest Twoja reakcja?

Wow!
0
Super!
1
Lubię to!
0
Smutne!
0
Wrr!
0

Może Ci się również spodobać

Więcej w:Historia

Leave a Reply