Prof. Halina Karnicka – wybitny naukowiec i wspaniały człowiek
Określana jest mianem „matki chrzestnej czystych kultur bakterii”, bakterii bez których nie było by dziś na rynku wielu przetworów mlecznych. Miejscem zaś, które miało niebagatelną rolę była Pracownia Czystych Kultur Mleczarskich w Cieszynie.
Halina Karnicka z domu Felsz urodziła się 15 maja 1908r. w Piotrkowie Trybunalskim. Jej gniazdem rodzinnym były Chybice, gdzie spędziła dzieciństwo, młodość oraz czas wojny. Ojciec inżynier technolog niemieckiego pochodzenia – inteligentny, wykształcony, przez całe życie pogłębiał swoją wiedzę. Matka powściągliwa z niebywałą żyłką do interesów. Rodzeństwo: siostra Maria – lekarz ginekolog oraz brat Jerzy – magister inżynier. W roku 1932 ukończyła studia na Wydziale Ogrodniczym Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie w stopniu magistra inżyniera i złotym medalem w uzyskanej specjalizacji z mikrobiologii. Po studiach znalazła zatrudnienie w Pracowni Mikrobiologii Instytutu Naukowego Państwowej Wyższej Szkoły Gospodarstwa Wiejskiego w Puławach. Również mąż inż. Feliks Karnicki, którego poślubiła w roku 1934, był absolwentem SGGW. Po przeprowadzce do Cieszyna zaproponowano mu pracę w Doświadczalnej Stacji Serowarskiej w Bażanowicach. Jednocześnie przygotowywał on pracę doktorską pod kierownictwem profesora Burii, dyrektora Instytutu Mleczarskiego w Szwajcarii. Feliks Karnicki uchodził za najwybitniejszego specjalistę w dziedzinie badań mikrobiologicznych w mleczarstwie. W tym czasie Halina Karnicka podjęła pracę jako asystent, a następnie nauczyciel kontraktowy w Państwowej Wyższej Szkole Gospodarstwa Wiejskiego w Cieszynie. W roku 1937 na świat przychodzi córka Hanna.
Wybuch wojny na zawsze zmienił poukładane życie Haliny Karnickiej. Jej mąż jako oficer rezerwy musiał poddać się mobilizacji. Dzień po agresji rosyjskiej na Polskę, został wzięty do niewoli sowieckiej, a następnie zamordowany w Charkowie w roku 1940, w tym samym roku na świat przychodzi syn Zbigniew. Nieświadoma losu męża Halina wróciła do Chybic i wraz z bratem założyła serownię, wykorzystującą mleko z nałożonego kontyngentu. Zdobyta wiedza i praktyka zostały wprowadzone w czyn. Serowarnia stała się źródłem utrzymania dla całej rodziny. Nie jest tajemnicą, iż dwór odwiedzali Niemcy w związku z nałożoną kontrybucją. W nocy organizowany był „napad”, a zgromadzona żywność wpadała w ręce powstańców. Pod okiem kwaterujących we dworze chybickim Niemców, przekazywano informacje do AK. I właśnie za tę konspiracyjną działalność mgr inż. Halina Karnicka została odznaczona srebrnym medalem „Za udział w wojnie obronnej 1939 r.”. Po wojnie w 1945 r. Halina Karnicka wraz z dziećmi, ponownie wróciła do Cieszyna i kontynuowała pracę przerwaną przez wojnę. Zorganizowała tam Pracownię Czystych Kultur Mleczarskich na zlecenie spółdzielni „Społem”, a później Centralnego Związku Spółdzielni Mleczarskich w Warszawie. Pracownia zatrudniała ponad dziesięć osób, a produkowane szczepionki do wyrobu masła, twarogów i niektórych serów twardych, wysyłane były do wszystkich zakładów mleczarskich w kraju.
– W Cieszynie matka znalazła swoich przedwojennych przyjaciół. Zabierała mnie na wycieczki w Beskidy i zaszczepiła fascynację wycieczkami górskimi na całe życie. Cały czas czekała na Ojca, ale wiedziała, że cud się nie wydarzy […]. Co więcej była nachodzona przez „służby” z pytaniami, gdzie jest ojciec. Dlatego po kolejnej wizycie zebrała nas z siostrą i kazała nam się nauczyć na pamięć odpowiedzi na pytanie, gdzie jest ojciec: „Ojciec zginął na wojnie i nigdy nie wróci”. Przydało się, bo kilkakrotnie smutni panowie zadawali nam takie pytanie. W Cieszynie przy ul. Błogockiej Matka została kierownikiem Pracowni Czystych Kultur To tam w końcu lat 40 – tych poznałem smak prawdziwych wyrobów mleczarskich. jak kefir, jogurt, szampan serwatkowy (bardzo mi smakował) i dziwiłem się, że na rynku takich wyrobów nie ma, a jak są to nie takie – wspomina matkę syn dr inż. Zbigniew Karnicki.
W roku 1948 mgr inż. Halina Karnicka została zaproszona do Szwajcarii do Instytutu Mleczarskiego w Liebelfeeld/Bern przez profesor Burii, aby wykonała część mikrobiologicznej pracy dla niemieckiego chemika Stafie. Chemik ten był w czasie wojny dyrektorem fabryki w Berlinie, która produkowała gaz do komór gazowych w obozach. Karnicka przyjęła propozycję jako naukowiec, pracując dla dobra oświaty, jednak jako człowiek nie potrafiła przejść nad tym do porządku dziennego i ograniczyła swe kontakty z Stafiem do niezbędnego minimum. Jak widać prawdziwy naukowiec musi czasem stanąć ponad i oddzielić emocje i uprzedzenia. Pokłosiem tej wizyty była propozycja pracy w szwajcarskim instytucie. Jednak ona nie skorzystała z tej intratnej posady i wróciła do kraju. Dwa lata później otrzymała nominację na profesora nadzwyczajnego.
W 1950 r. dwie wyższe zawodowe szkoły rolnicze: cieszyńska i łódzka dały początek Wyższej Szkole Rolniczej w Olsztynie. Zespół Pracowni Czystych Kultur Mleczarskich, przeniósł się do Olsztyna. Prof. Karnicka objęła tam funkcję kierownika i doradcy naukowego, jednocześnie organizując Katedrę Mikrobiologii WSR. Pracowała również dydaktycznie na trzech wydziałach studiów stacjonarnych i zaocznych. Pod jej kierunkiem kształcili się studenci i pracownicy naukowi Wydziału Mleczarskiego, Rolniczego i Rybackiego.
– „W Olsztynie matka zapałała miłością do motoryzacji i jako jedyna, jeśli nie pierwsza, kobieta kierowca w tym mieście jeździła Zastawą. Miłość do jazdy miała jeszcze od czasów „woźnicy”. Prowadziła samochód z dużą fantazją, ale też z przerażeniem dla pasażerów. [..] Słynna była awantura, jaką zrobiła policjantowi, który wypomniał jej wiek, mówiąc „Pan się jeszcze nie urodził jak ja już miałam prawo jazdy i jeździłam”. Było to na początku lat 80-tych. Mając 82 lata, zdecydowała „oddać kierownicę” – wspomina syn.
„Matka była bardzo zorganizowana i zdyscyplinowana […] Jako jej student muszę powiedzieć, że była świetnym dydaktykiem. Zawsze znakomicie przygotowana i było to w domu uświęconą tradycją, że późnym wieczorem przygotowywała się do kolejnego wykładu. Wszelkie hałasy i przeszkadzania w tym czasie nie wchodziły w rachubę. Pomimo wielkiego doświadczenia każdy wykład był dla Niej wyzwaniem i tremą. […] Egzamin z mikrobiologii zdawałem u własnej Matki. Oczywiście od razu był to komisyjny, aby nie było podejrzeń. Poszedłem z moim przyjacielem i jeszcze jednym kolegą, który założył, że w takim towarzystwie jakoś się przemyci, bo w przeciwieństwie do nas nie był obkuty. Wynik był taki, że komisja stwierdziła, że my dwaj z przyjacielem powinniśmy dostać piątki, a ten trzeci musi się jeszcze douczyć. Matka stwierdziła, że jej syn 5 dostać nie może choć zasłużył, ale że jest synem to dostanie tylko 4. I tak zostało i nie miałem o to pretensji” – dodaje.
W latach 1951-1971 pełniła funkcję prodziekana Wydziału Mleczarskiego na studiach zaocznych. W roku 1955 została powołana na stanowisko kierownika Katedry Mikrobiologii na Wydziale Mleczarskim, pełniąc ją do czasu przejścia na emeryturę. Zamieszkała w Gdyni, aby być bliżej swoich dwojga dzieci.
We wspomnieniach współpracowników i studentów prof. Halina Karnicka jawi się jako osoba dystyngowana, z niewątpliwą dozą dostojeństwa. Obdarzona wspaniałą dykcją i zdolnościami oratorskimi. Wśród studentów uchodziła za niedostępną, ale sprawiedliwą. Znana jest sytuacja, w której profesor Karnicka dzięki rozmowie i perswazji zapobiegła niewątpliwemu nieszczęściu. Jeden ze studentów z problemami neurologicznymi postanowił skoczyć z drugiego piętra akademiku. To dzięki niej nie stała się tragedia, dodatkowym zaś wsparciem było udzielenie mu urlopu dziekańskiego.
Jedna ze współpracownic tak ją wspomina: „Mimo, że wydawała się osobą surową i wymagającą bezwzględnego przestrzegania ustalonych norm w Katedrze, postrzegałam ją raczej jako matkę obdarzoną szczególnym szacunkiem swoich pracowników. Zauważyłam, że wszyscy korzystali z nadzwyczajnej aury, jaką roztaczała, często do jej gabinetu udawały się osoby po radę lub wysłuchanie lub wysłuchanie, niekoniecznie w dziedzinie badań naukowych, często prywatnie by podzielić się swoim kłopotem trudnym do rozwiązania. Zawsze znalazła czas, aby wysłuchać. Potem wyjaśniała, tłumaczyła i radziła, a także umiała pocieszyć. Niekiedy zmuszona była rozstrzygać spory między koleżankami […] zwaśnione spory nigdy nie wracały do kwestii spornych po rozmowie za zamkniętymi drzwiami gabinetu pani profesor. Być może, iż wygłoszone tam słowa przyjmowano jako słynne wyroki u Króla Salomona”.
Tuż przed przejściem na emeryturę, wspomnienie wojny znów dało znać o sobie. Tym razem w nieco innych okolicznościach. Dzięki interwencji prof. Karnickiej rektor uczelni prof. dr hab. Andrzej Hopfer zgodził się przyznać mieszkanie doc. dr Władysławie Dąbrowskiej, więźniarce obozu Ravensbrueck, ofierze eksperymentów pseudomedycznych. Wydawać by się mogło, iż osoba po takich przejściach, opiekująca się wychowankiem z domu dziecka, powinna mieć wsparcie państwa. Nic bardziej mylnego, dopiero wsparcie, zrozumienie i pomoc wdowy po polskim oficerze, przywróciła więźniarce niemieckiego obozu koncentracyjnego godne warunki i wiarę w człowieka.
Jeśli chodzi o dorobek naukowy, jest on imponujący. Wspomnę tylko najważniejsze pozycje: „Rozkład celulozy w glebach kwaśnych”, wyniki współpracy z prof. Staffe opublikowane w Schweizensche Milchzeitung Bern, „Metody analizy mleka” (podręcznik), opracowania mikrobiologiczne, zeszyty Mikrobiologiczne PAN, artykuły popularno-naukowe „Przegląd mleczarski”, opracowania skryptów ćwiczeń dla studentów. W okresie pracy w Olsztynie była promotorem trzech prac doktorskich i opiekunką dwóch przewodów habilitacyjnych oraz recenzentką wielu prac o tematyce mikrobiologicznej. W roku 1955 na Uniwersytecie im. Mikołaja Kopernika w Toruniu prof. Halina Karnicka zorganizowała Pracownię Mikrobiologiczną na Wydziale Biologii i Nauki o Ziemi. „Dzięki ogromnej wiedzy, pracowitości i talentowi dydaktycznemu pani profesor wniosła wielki wkład w rozwój szkolnictwa wyższego. Jako wybitny specjalista z zakresu mikrobiologii przyczyniła się też w istotny sposób do rozwoju mleczarstwa w Polsce. Za wieloletnią, rzetelną pracę została uhonorowana wieloma odznaczeniami min. Złotym Krzyżem Zasługi, Medalem X – lecia WSR Olsztyn, Krzyżem Walecznym Orderu Odrodzenia Polski, Odznakami – Srebrną i Złotą „Zasłużony dla Warmii i Mazur”, Zasłużony Nauczyciel PRL, Zasłużony Pracownik Przemysłu Spożywczego.
Profesor Halina Karnicka […] była członkiem szeregu komisji, m.in. Komisji Mikrobiologii przy Polskiej Akademii Nauk, Państwowej Komisji ds. Europejskiego Kodeksu Żywności w Warszawie, Komisji Kwalifikacyjnej Wydziału Mleczarskiego WSR w Olsztynie, Komisji Rady Naukowej Instytutu Mleczarskiego w Warszawie; Komisji Dyscyplinarnej Pracowników Naukowych WSR w Olsztynie. Była również ławnikiem Sądu Wojewódzkiego w Olsztynie”.
Dworek w Chybicach rodzina określała mianem starego domu. To tu będąc na emeryturze prof. Halina Karnicka spędzała czas od wiosny do jesieni. Tu miała swoją aleję lipową, stawy, szklarnie, warzywa i kwiaty. Tu była u siebie. Pisząc listy do opiekujących się jej włościami, używała nie będących już w obiegu zwrotów, zawsze wypytywała o zdrowie wszystkich wymieniając ich z imienia, zlecała wykonywanie prac. Można było odnieść wrażenie, że czas się zatrzymał i pani dziedziczka wróciła. Takim też mianem w Chybicach była określana do końca swoich dni. Wyróżniała się wytwornym zachowaniem, nienagannym wyglądem zewnętrznym, ogładą, taktem i elegancją. Była piękną kobietą, przez całe życie nosiła kok upięty z warkocza. Ktoś nie znający jej, łatwo mógł się zorientować, iż jest to osoba wykształcona i elokwentna. Nigdy ponownie nie wyszła za mąż. Przedwczesna śmierć męża – jeńca ze Starobielska i okoliczności temu towarzyszące – mord w Charkowie, z pewnością wywarły piętno na jej życiu. Kłamstwo katyńskie, którym przez lata „karmiono” społeczeństwo, u osoby znającej prawdę musiało powodować ból, rozgoryczenie i bezsilność. Na symbolicznym grobie męża znalazł się wiele mówiący cytat: „Że nie wiem, gdzie się w mogiłę położę, / Smutno mi, Boże” (J. Słowacki). Niewątpliwie decyzja o sprzedaży gniazda rodzinnego była jedną z najtrudniejszych. „Mieszkała do końca sama i samodzielna w swojej ukochanej „dziupli” z meblami kupionymi razem z Ojcem jeszcze w Cieszynie Zgadzała się ją opuścić tylko wtedy, kiedy była chora, ale jeśli poczuła się lepiej, to nie dało się Ją u nas czy u siostry utrzymać i wracała do siebie”.
Zmarła 20 grudnia 1999 r. Pochowana została w grobie rodzinnym na Cmentarzu Witomińskim w Gdyni. Jedna z ulic w Olsztynie nosi jej nazwisko.
Jej długie życie (zmarła mając 91 lat) z pewnością było ciekawe, ale i trudne. Przez Polskę, w której przyszło jej żyć, przetoczyły się dwie wojny oraz liczne zmiany systemowe. Ona jednak zdawała się być w tym wszystkim gdzieś obok. Jej życiem były dzieci i praca. Żyła dla innych. Właściwie dla wszystkich była matką. W domu dla dzieci, próbując zastąpić im również ojca, na uczelni kształcąc przyszłe pokolenia studentów, w pracy pomagając swoim współpracownikom zarówno na polu naukowym jak i prywatnie. Była przyjacielem młodzieży, a oni darzyli ją szacunkiem i sympatią. Starsi mieszkańcy Chybic, pamiętają ją jako osobę uczynną i życzliwą, dla młodszych była dystyngowaną starszą panią z fantazją jeżdżącą swoim zielonym „małym fiatem”.
Ponieważ czas płynie nieubłaganie, fakty zacierają się w pamięci, warto przybliżyć szczególnie młodszym tę postać, aby mieli świadomość, iż z małej miejscowości jaką są Chybice może pochodzić ktoś tak niezwykły, jak prof. Halina Karnicka – wybitny naukowiec i wspaniały człowiek.
Zdjęcia pochodzą ze strony: http://www.uwm.edu.pl/stowarzyszenie